Oprócz kariery medialnej, prowadzi również własne biuro projektowe. Wyświetl ten post na Instagramie. Post udostępniony przez Dorota Szelągowska (@dotindotin) Dodatkowe kilogramy projektantki Celebrytka prywatnie jest mamą 20-letniego Antoniego oraz 3-letniej Wandy.
Dorota Szelągowska zdradziła nam, dlaczego nie skończyła architektury i wyznała, co jej zdaniem tak naprawdę najbardziej liczy się w zawodzie projektanta wnętrz. Dorota Szelągowska już od siedmiu lat prowadzi bijące rekordy popularności programy telewizyjne o tematyce wnętrzarskiej. Za sprawą takich produkcji jak "Dorota Was urządzi", "Domowe rewolucje" i "Tu jest pięknie" w oczach milionów Polaków stała się prawdziwą ekspertką od spektakularnych metamorfoz mieszkań i domów. Już 19 kwietnia w TVN ma zresztą premierę drugi sezon jej najnowszego show - "Totalne metamorfozy Szelągowskiej". Córka znanej pisarki, Katarzyny Grocholi, nigdy jednak nie ukrywała, że nie skończyła studiów architektonicznych. Dorota Szelągowska o swoim wykształceniu Dorota Szelągowska, która poza występami w telewizji na co dzień prowadzi także własne biuro projektowe, dziś nieco ubolewa, że faktycznie nie spróbowała podjąć nauki na tym prestiżowym kierunku. Żałuję strasznie. Studiowałam na dwóch kierunkach: dziennikarstwo i stosowane nauki społeczne. Obu tych kierunków nie skończyłam. I to jest mój kompleks, owszem. Natomiast ja zaczęłam pracę w wieku osiemnastu lat. W ostatniej klasie liceum już pracowałam w telewizji. Poszłam na casting, dostałam się i tak jakoś zostało. Z jednej strony jest to bardzo przyjemne, a z drugiej jak ma się 41 lat i świętuje się 23-lecie pracy, to jest dosyć zabawne - wyznaje w rozmowie z Szelągowska otwarcie przyznaje, że gdy kończyła liceum studiowanie architektury kojarzyło się jej z mało ekscytującymi rzeczami, dlatego ostatecznie postanowiła kształcić się w innym kierunku. Wtedy jakoś w ogóle nie pomyślałam, że mogę robić cokolwiek związanego z projektowaniem wnętrz. Mimo tego, że jak teraz sobie patrzę, to wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że to jest właśnie kierunek dla mnie. Abstrahując od zmian dokonywanych u siebie, przemalowywania mebli i całej reszty, jak otwieram moje zeszyty z czasów liceum, to właściwie na każdym marginesie i pustej stronie, jest jakiś rysunek, jakiś plan domu, mieszkania albo czegoś takiego. Natomiast kojarzyła mi się ta architektura wyłącznie z mostami, matematyką i takimi rzeczami. Dopiero przed trzydziestką zrobiłam taki kurs, który uprawniał do wykonywania zawodu - tłumaczy. Dorota Szelągowska o realiach pracy projektanta wnętrz Gwiazda TVN podkreśla, jak wielką rolę w pracy projektanta wnętrz odgrywa zdobycie praktycznej wiedzy. Prawda jest taka, że wielu projektantów nie wykształcenia w projektowaniu wnętrz. Natomiast najwięcej uczymy się od ekip. Im szybciej człowiek zda sobie sprawę z tego, że papier zniesie wszystko, a już budowa nie zniesie wszystkiego, tym lepiej. Im szybciej człowiek zda sobie sprawę, że największą wiedzę jesteśmy w stanie właśnie czerpać od naszych majstrów, stolarzy i potem wiemy, jak coś zrobić, potem wiemy, jak coś powinno wyglądać, tym lepiej - zdradza. Zobacz także: Zdaniem Szelągowskiej w pracy projektanta wnętrz na równi z wykształceniem liczą się także umiejętności, których nie da się zdobyć w żadnej szkole. Już po kilkunastu latach w tym zawodzie, też pracy z klientami i prowadzenia biura projektowego wiem, że oprócz studiów, które oczywiście są ważne, potrzeba bardzo dużo czasu spędzonego na budowie i potrzeba czegoś, czego nie wiem, czy można się nauczyć. Nie chodzi o wyobraźnię przestrzenną. Po prostu albo to masz, albo tego nie masz. Albo wchodzisz do wnętrza i wiesz, jak ono powinno wyglądać, albo nie. To jest taka rzecz, którą warto u siebie wcześnie zauważyć i gdzieś tam się rozwijać w tym kierunku - wyjaśnia. A na jaki kierunek studiów wybrałaby się, gdyby teraz kończyła liceum? Myślę, że gdybym mogła cofnąć czas, to nie skończyłabym wcale architektury, poszłabym na wzornictwo przemysłowe. To jest taka rzecz, która byłaby fantastyczna. Natomiast mamy teraz tyle kursów wszelakich, które mogą nam dać podstawy tej wiedzy - wyznaje. ZOBACZ TEŻ: Dorota Szelągowska o remoncie, który nie spodobał się bohaterom jej show: "To był dla nas straszny policzek"
\n \n dorota szelągowska biuro projektowe
Teraz Dorota Szelągowska pokazała nowy projekt i niestety, tym razem pojawiło się sporo krytycznych uwag. Wnętrze, w którym dominuje biel, czerń i szarości ocieplone akcentami drewna. Klientka prosiła o minimalizm, który stopniowo został przełamany bogatszą formą lamp i dodatków. Ważną rolę odgrywa tu światło, które ociepla
Dorota Szelągowska w nowych odcinkach programu "Totalne remonty Szelągowskiej" po raz kolejny ruszy z remontową misją. Przemierzy Polskę wzdłuż i wszerz, by totalnej metamorfozie poddać domy i mieszkania osób wyjątkowych, z wielkim sercem, wrażliwych oraz otwartych na innych. Bohaterowie programu, zgłoszeni przez swoich bliskich, otrzymają niesamowitą niespodziankę – zupełnie odmienione własne "cztery kąty". Kolejny sezon programu to osiem efektownych metamorfoz domów i mieszkań oraz ośmiu wyjątkowych, ale też zupełnie różnych bohaterów. Łączy ich jedno – otoczenie grona przyjaznych osób. To właśnie bliscy, chcąc odwdzięczyć się za otrzymane wsparcie i troskę, postanowili zgłosić naszych uczestników do programu, totalnie ich tym zaskakując. Dorota Szelągowska – najpopularniejsza projektantka wnętrz – dołożyła natomiast wszelkich starań, aby efekty remontów przeszły najśmielsze oczekiwania i by w nowych wnętrzach bohaterowie poczuli się "jak w domu"!
W ubiegłym roku Dorota Szelągowska przeszła sporą domowo-życiową rewolucję - przeprowadziła się do nowego mieszkania, którego wnętrza sama zaprojektowała, jej siedzibę zmieniło także biuro projektowe.
W ramach cyklu Archiwum VIVY!: wywiady przypominamy rozmowę Katarzyny Piątkowskiej z Dorotą Szelągowską. Wywiad ukazał się w kwietniu 2020 roku w magazynie VIVA!. Magazyn VIVA! Dorota Szelągowska wywiad Dorota Szelągowska, jedna z ulubionych polskich projektantek wnętrz, mama 18-letniego Antoniego i dwuletniej Wandy, kalendarz ma wypełniony po brzegi. Prowadzi biuro projektowe, firmę, dwa razy w miesiącu przeprowadza generalne remonty mieszkań, które potem można oglądać w telewizji. Jeździ też w Polskę, by pokazywać najpiękniejsze i najbardziej inspirujące miejsca. Mimo to bez problemu znalazła czas na nasze spotkanie. Musiała je jednak przełożyć, bo bardzo się rozchorowała. Potem powiedziała mi: „Nigdy w życiu nie byłam tak chora jak wtedy, gdy pierwszy raz byłyśmy umówione na rozmowę. Chciałabym zrobić test, czy mam już Covid-19 za sobą. Gdyby tak było, że przeszłam tę chorobę i jestem odporna, byłabym dużo spokojniejsza”. Ponieważ po raz pierwszy rozmawiałyśmy tuż przed ogłoszeniem pandemii koronawirusa, postanowiłyśmy, że „spotkamy się”, tak jak wszyscy teraz, online, żeby porozmawiać o tym, o czym wtedy nam się nie śniło – o przymusowej izolacji i maturze jej syna, na którą go nie puści, o tym, co będzie robić, gdy przestanie prowadzić programy telewizyjne i dlaczego kocha czasy, w których żyła Marilyn Monroe. Nasza rozmowa jest jak film Hitchcocka. Najpierw jest trzęsienie ziemi, a potem napięcie narasta. Powiedziałaś, że nie dopuścisz swojego syna do matury, bo nie chcesz go wysyłać na śmierć. Dla mojego syna ta sytuacja jest faktycznie jak trzęsienie ziemi. Miał mieć najlepszy rok w życiu – najpierw matura, potem egzaminy do szkoły teatralnej, najdłuższe wakacje w życiu, koncerty, radość, szczęście i zabawa. Zamiast tego uczy się do matury, do której nie podejdzie. Dzisiaj, gdy rozmawiamy, rząd nie odwołał egzaminu dojrzałości tylko go przesunął. Nie pozwolę Antkowi na niego iść. Zda kiedy indziej, może w przyszłym roku? Najwyżej pójdzie na rok do pracy. To mu tylko dobrze zrobi. Rozmawialiśmy o tym i na szczęście jesteśmy zgodni. Czy w tym, czy w przyszłym roku, postanowił, że będzie zdawał do szkoły teatralnej. Jesteś zadowolona, że Twój syn wkracza do show-biznesu? On jest dorosły i sam o sobie decyduje, a ja jako jego matka opowiadam mu o show-biznesie same najgorsze rzeczy. Tyle mogę zrobić (śmiech). Zresztą uważam, że wybieranie drogi życiowej, gdy ma się 18 lat, jest pomyłką. Ja wybrałam dziennikarstwo, a zajmuję się projektowaniem wnętrz, bo wtedy nie miałam pojęcia, że mogę wybrać taki kierunek studiów. Nie ma znaczenia, co będzie robił. Ważne, żeby był szczęśliwy. I zdrowy. Fot. Iza Grzybowska Mówiłaś, że jest prawdopodobne, że przeszłaś już przez Covid-19. Nie wiem tego na pewno. Ale na początku marca rozchorowałam się tak bardzo, jak jeszcze nigdy w życiu. Chciałabym wiedzieć, czy mój organizm jest już odporny, bo pewnie byłoby mi łatwiej to wszystko znieść. Z drugiej strony nawet jak przejdziesz koronawirusa, nie masz pewności, że nie zaatakuje drugi raz. Jestem z tych panikujących. Dlatego zanim wyjechałam z Warszawy do mojego domu na Warmii, wszyscy przeszliśmy dobrowolną dwutygodniową kwarantannę. Od dawna noszę maseczki i zabezpieczam się, jak to tylko możliwe, bo wolę być żywą panikarą niż nieżywym wyluzowanym człowiekiem. Osobie z nerwicą lękową trudno jest znieść taką sytuację – przymusowej izolacji, niepewności, czym koronawirus nas jeszcze zaskoczy. Jest trudno, tak jak każdemu innemu, bo to jest zupełnie nienaturalna sytuacja. Ale nerwica lękowa i napady paniki nie biorą się tak naprawdę z realnego zagrożenia. To jest coś, co jest w tobie. I wbrew pozorom osoby cierpiące na to w sytuacji realnego zagrożenia są dużo bardziej spokojne i działają bardziej precyzyjnie. Myślę, że ja mam to dość dobrze opanowane. Jestem zadaniowa. Mam dzieci i muszę je chronić. Mam firmę i muszę sprawić, by ona to wszystko przetrwała. Muszę zadbać o ludzi, którzy dla mnie pracują. Oni są nie tylko moimi współpracownikami, ale też przyjaciółmi. To są poważne rzeczy, które pchają mnie do przodu. Ale nie będę narzekać na konieczność odizolowania. To trzeba zrobić i kropka. Jednak jesteś w komfortowej sytuacji, bo jesteś w swoim pięknym domu na Warmii. Dlaczego nie zostałaś w Warszawie? Nie będę ukrywać, że jest inaczej. Tu wychodzę przed dom i jestem w ogrodzie. Nie martwię się, ile osób przede mną dotykało klamki do drzwi wejściowych i czy teraz już powinniśmy przewietrzyć windę, czy jeszcze nie. Dlatego, żeby nie popadać w negatywny nastrój, wymyśliłam akcję #będziedobrze. Codziennie zachęcam moich fanów, by znaleźli choć jedną dobrą rzecz w ciągu dnia i się tym pochwalili. Co dobrego spotkało Cię dzisiaj? Upiekłam dobre kajzerki, bawiłam się z Wandą i posprzątałam taras. I posegregowałam filmy na DVD. Te ulubione postawiłam bliżej, mniej lubiane dalej. Uwielbiam kino lat 50. i 60. Czasy, w których żyła Marilyn Monroe, były wspaniałe. Te bungalowy z płaskimi dachami! A lata 70. i filmy z Jamesem Bondem? Wspaniałe betonowe siedziby jego wrogów – Blofelda czy Scaramangi, pełne szkła, skóry i drewna? Jeśli chodzi o wnętrza, od tamtej pory nie wymyślono niczego nowego. Zawsze taka byłaś, że w każdej, nawet najgorszej sytuacji szukałaś czegoś dobrego? Zawsze. Gdy kilka lat temu opowiedziałam Magdzie Mołek o moim ojczymie pedofilu, zrobiłam to po to, żeby ludzie, którym jest źle, którzy myślą, że nie ma przed nimi przyszłości, zobaczyli, że niektórym, którzy też mieli przerąbane, jednak się udało. I tak miałam to „szczęście”, że mnie nie skrzywdził. Gdyby moja matka nie rozwiodła się z moim ojcem, a potem nie wyszła za mojego ojczyma, prawdopodobnie zostałabym w maleńkim mieszkanku na warszawskiej Woli, na osiedlu, którego młodym mieszkańcom nie wróżono świetlanej przyszłości. Nie byłabym tu, gdzie jestem. Nie traktuję tych momentów jako złych rzeczy, które mnie spotkały. One były moją drogą. Wydaje mi się, że jeżeli w ten sposób zaczynamy myśleć, jest po prostu łatwiej. Patrzę na moje życie jak na galaktykę, przez którą od czasu do czasu przelatują jakieś obiekty. Niektóre zostają na dłużej, inne tylko namącą i odlecą. Jak wygląda dzisiaj Twoja galaktyka? To moje dzieci, przyjaciele, praca. Tak zwany kieracik, który kocham. Mam szczęście, że mogłam dokonać wyboru, żeby tak żyć. I wydaje mi się, że to jedna z ważniejszych rzeczy w życiu – móc wybrać. Zdaję sobie sprawę, że do tego jednak trzeba mieć warunki finansowe. Fot. Iza Grzybowska Ciężko na to zapracowałaś. Bez przesady. Ciężką pracę mają pielęgniarki, lekarze czy górnicy. Ale tak, zapracowałam. Pracuję bez przerwy od 18. roku życia. I wiesz, te trzydniowe wyjazdy na zdjęcia, kiedy kręcę „Tu jest pięknie” i nie ma remontów i kurzu, to takie moje miniwakacje (śmiech). Cieszy mnie to, że wszystkie rzeczy, które robiłam: dziennikarstwo, produkcja programów, projektowanie zeszły się w jedną całość i stworzyły pełnię. I że w końcu znalazłam ujście dla miliardów pomysłów, które rodzą się w mojej głowie. Na szczęście mama wpoiła mi, że nie ma w życiu rzeczy niemożliwych. Ale zawsze, na wszelki wypadek, mam plan B, C, a nawet D. I o dziwo często okazuje się, że plan B albo któryś kolejny jest lepszy niż ten pierwotny. Tak było z Twoim domem na Warmii? Dokładnie. Marzyłam, że kupię siedlisko z domem, stodołą i oborą. I tak kupiłam taki, który jest zupełnie inny niż ten, który sobie wymyśliłam. Znalazłam tu też fantastycznych ludzi, którzy stali mi się bardzo bliscy. Jest mi tu bardzo dobrze. I wiesz, co zrobię, jak skończymy rozmawiać? Pójdę rozpalić ognisko i będę patrzeć na gwiazdy. Zanim jednak to zrobisz, powiedz mi, proszę, który to już Twój dom? Sama nie wiem. Tyle razy się przeprowadzałam. Nawet nie wiem, który nazwać domem rodzinnym. Chyba ten w Milanówku. Mieszkałam tam z mamą tylko trzy lata, potem się wyprowadziłam do Warszawy. Domu już nie ma, bo mama wybudowała na jego miejscu nowy. Tamten był maleńki, na betonowej podłodze miał wykładzinę remontową, zlew zrobiony w starym kredensie i kominkowe ogrzewanie. Żeby było w nim ciepło, trzeba było rąbać drewno. Fot. Iza Grzybowska Może dlatego widzowie tak bardzo Cię lubią. Jesteś zwyczajna, taka dziewczyna z sąsiedztwa. Możliwe. Nigdy nie opływałam w luksusy. Często brakowało mi pieniędzy na podstawowe rzeczy. Gdy urodziłam Antka, miałam 21 lat i zero kasy na koncie. Często stawałam przed dylematem, czy kupić mu droższe, czy tańsze pieluchy i z czego ugotować obiad. Ale nawet w takich sytuacjach musiałam mieć ładnie w domu. Mama i babcia nauczyły mnie, że nie pieniądze są wyznacznikiem tego, jak mieszkamy i co mamy u siebie w domu. Myślisz, że nie ma u mnie mebli ze śmietnika? Muszę ci powiedzieć, że w szkole byłam okropna, bo w ogóle nie przykładałam się do nauki. Ale przykładałam się do pracy w domu, ogarniania przestrzeni, gotowania dla siebie i dla mamy. Ty prowadziłaś dom? Mama pracowała, chorowała, gdy byłam mała. Byłam dzieckiem z kluczem na szyi. Żeby nie być głodna, musiałam albo sobie sama odgrzać jedzenie, albo ugotować. Jak już się tego nauczyłam, gotowałam też dla mamy. Ale mama też gotowała. Po prostu razem prowadziłyśmy nasz dom. Nie powinnam się dziwić, skoro jako sześciolatka sama przesuwałaś pianino. Nie mam pojęcia, jak mi się to udało. Na szczęście miało kółka. Jaką jesteś mamą? Patrząc na moje dzieci, myślę, że fajną. Z Antkiem mamy bardzo dobry kontakt i oprócz tego, że go bardzo kocham, to go po prostu lubię. Mam w nim wielkie oparcie. On do 13. roku życia nie zdawał sobie sprawy z tego, że pracuję. Wtedy byłam skazana na dziecko 24 godziny na dobę. I dokładnie chcę użyć słowa „skazana”. Z Wandą jest inaczej. Pracuję i ona to wie. Ma nianię, często zabieram ją ze sobą do biura. Mam do niej więcej cierpliwości. Widzę w niej siebie. Może chcę jej dać to, czego ja nie dostałam? Syn i córka, dwa inne światy złączone w mojej galaktyce. Nie jestem urodzoną matką. Gdybym tylko miała zajmować się dziećmi, zwariowałabym, choć bardzo je kocham. Znalazłaś już swoje miejsce na Ziemi? Jest we mnie. Zawsze szukałam czegoś na zewnątrz – partnerów, miejsc, domów, mieszkań. A to było tak blisko. I to jest pogodzenie się, posiadanie wolności i danie jej innym. Już za niczym nie biegnę. Każdego dnia staram się spełniać nie tylko moje marzenia, ale też ludzi wokół mnie. Staram się dbać o najbliższych i nie być dla nich cholerą. I nawet czasem mi się udaje (śmiech). Ale nie zapominam o sobie. Dbam o siebie, choć jako osoba działająca w trybie „matka pracująca na full”, jest to trudne. Moje miejsce na Ziemi się przesuwa w zależności od tego, gdzie jestem. A teraz jestem na Warmii. Tutaj oddycham. Wychodzę rano na dwór, bo moja córka wstaje o szóstej, i widzę, jak sarny podchodzą blisko domu, przebiega zając. Słyszę, jak wrzeszczą żurawie. Łatwiej mi tutaj skupić się na innych rzeczach niż na tym, co złego dzieje się na świecie. Jeszcze niedawno miałam plan na najbliższe dwa lata. Chciałam stworzyć siedlisko z domami na wynajem. I zrobię to. Ale teraz mam plan tylko na jutro. Dokończę sprzątać taras i naprawię drzwi do domku do zabawy dla Wandy. Pośpiewam i może namaluję obraz. Może być kiepski, przecież nie jestem artystką. Bardzo lubię robić rzeczy, których nie umiem, bo nie muszę przejmować się oceną.
Dorota Szelągowska (41 l.) od lat z powodzeniem przeprowadza spektakularne remonty, a w jej zgranej ekipie znajdują się również Ukraińcy. Fani z troską dopytują prezenterkę o ich los.
Dorota Szelągowska jest znana z telewizji, gdzie prowadzi program „Totalne remonty Szelągowskiej”. Prezenterka i projektantka wnętrz z powodzeniem prowadzi własne biuro projektowe, a także obdarza uczestników swojego programu wymarzonymi remontami. W ostatnim czasie pojawiły się plotki dotyczące powiązań między Dorotą i Jerzym Urbanem. Jaka jest prawda?
Dorota Szelągowska prowadzi własne biuro projektowe. Niedawno razem ze swoimi współpracownikami postanowiła wcielić ideę „Totalnych remontów Szelągowskiej” we własne życie.
. 130 324 430 234 266 86 180 379

dorota szelągowska biuro projektowe